Nowa Fantastyka 07/2013 (370)
Mam wrażenie, że Nową Fantastyką (miesięcznikiem) rządzi kino. Cały początek numeru poświęcony tematom związanymi z tym co jest lub zaraz będzie wyświetlane w kinach. Nawet okładka lipcowego numeru jest filmowa. W oczy rzuca się też promowany najnowszy King (Joyland), po którego nie sięgnę. Świadomie, przeczytałem fragment, poczytałem opinie i stwierdzam, że to nie dla mnie. Pacific Rim. Wolverine. Żywe trupy. A z tego wszystkiego może jedynie Czarne Lustro (serial) wygląda dla mnie zachęcająco.
Żywe trupy. Wielki fenomen literatury i filmu ostatnich(?) czasów. Jakoś nigdy nie popłynąłem z nurtem zombiaków. Żywe trupy w filmie czy książce podobają mi się sporadycznie. Więc nie każdy nieumarły wzbudza we mnie szacunek. Nie każde blade lico zombiaka czy wampira zwraca moją uwagę. Np. „Feed - przegląd końca świata” (Mira Grant) - miks zombiestory i blogosfery neo-dziennikarskiej mimo początkowego zainteresowania oraz wysokich ocen tu i tam leży odłogiem. Wilkołąaze młodzieżowe sagi - także. Jeden film serii Zmierzch wystarczył mi i więcej nie muszę oglądać ani czytać. Podobnie więc maksymalnie wysoko ocenionej powieści World War Z (jak i filmu) nie tknę nawet kijem. No może film. Bo to przy zombiakach mniejsza męczarnia. A czasem nawet rozrywka.
Nowa Fantastyka 03/2013 (366)
Marcowa Nowa Fantastyka zapadnie mi w pamięć na długo. Za sprawą jednego zdania. Formalnie nie jest to nawet zdanie, a równoważnik zdania. I nie jest to tytuł na stronie głównej. Ot, śródtytuł w publicystyce o romansach paranormalnych. Mateusz Albin popełnił tekst pt. Kochajcie Potwora, Dziewczęta! w którym opisuje fenomen współczesnego młodzieżowego podejścia do jak się okazuje słitaśnych obecnie wampirów i wilkołaków… Fenomenu, którego nie sposób przeoczyć. Filmowy „Zmierzch” patrzy oczami wampirów z niemal każdego miejsca. Książkowa saga zajmuje półki w księgarniach. Wampirzych i wilkołaczych kochanków nastolatek namnożyło się oj namnorzyło. Ot taka moda, taka…
…NEKROFILIA DLA NASTOLATEK…
…i nieziemski tekst zapadający w pamięć. I śmieszny, i straszny zarazem, ale trafiający w sedno. Aczkolwiek to nie jedyny humorystyczny akcent na 2 stronach artykułu. W przypisach na zakończenie wyróżnia się jeszcze jedna rzecz – propozycja wybranego (wbrew dobremu smakowi) filmu na wieczór z wampirami - „Vampire Boys” - czyli romans z wampirami dla gejów…
Dobrze, zostawmy nekrofilię nastolatkom.
Nowa Fantastyka 4/2012 (opowiadania)
Duża ilość krótkich opowiadań w tym numerze. Cztery polskie cztery zagraniczne, z czego dwa korzeniami sięgające Azji. U mnie jak zwykle problem - bo jakoś nie przepadam za opowiadaniami, chyba, że są po pierwsze dobre, po drugie ciekawe - co sprowadza się w sumie do jednego. Wśród tych 8 opowiadań 6 mogę pominąć. Albo mi się nie podobały (choć doceniam nakład pracy włożony przez autorów w ich powstanie) co jest kwestią mojego gustu. Albo mnie znudziły zanim dobrnąłem do końca tych krótkich form.
Gdyby Ćwiek był ponętną (czyt. Cycatą) celebrytką i zamiast ukrywać się w niszowym czasopiśmie dla zakręconych dziwaków (czyt. lubiących fantastykę) to za swój popkulturowy sarkazm w miniaturze Świadectwo (Live) na pewno wylądowałby przed obliczem sądu (ale nie Najwyższego) za obrazę wielu uczuć religijnych. Zrobiłby sobie dzięki temu reklamę stanowczo większą niż to, co w ramach kary musiałby zapłacić.
Nowa Fantastyka 4/2012
Okładka numeru kwietniowego Nowej Fantastyki - cóż, to widać znak naszych czasów - wielka reklama drugiego sezonu serialu HBO - Gra o Tron. Cóż zrobić, widać tak teraz musi być…
Numer poświęcony jest (w dużej części) właśnie grze o tron a także innym filmowy produkcjom. I tak niemal na samym początku obszernie o Starciu Królów, czyli drugim zesonie serialu HBO i drugiej części sagi Pieśni Lodu i Ognia G.R.R.Martina. Czego mamy się spodziewać w serialu i o czym wiedzą ci co lata temu czytali.
Ciekawy artykuł „Samotność Wielokomórkowca” o obcych planetach podobnych do Ziemi i ogólnie o życiu na innych planetach – czy jesteśmy samotni w kosmosie i dlaczego nie w kontekście (znów filmowej głownie) fantastyki naukowej. Zaraz potem o sile fanów seriali. A już stronę dalej o Lokim, germańskim i skandynawskim kontrowersyjnym bogu (w filmie ostatnio pojawił się w produkcji Thor) w kontekście produkcji filmowej Avengers 3D. Swoją droga Loki jest fajny. Fajny, może to niezbyt trafne określenie. Ale jest bogiem o ludzkim obliczu. Ciężko go zdefiniować jako absolutne zło czy też doskonałe dobro. Być może dlatego jest tak lubiany przez ludzi – których sam stworzył. Pokazuje on swoim „dzieciom”, że nie są niedoskonali. Są podobni bogom, bo też nie są z natury całkowicie źli albo całkowicie dobrzy.
Nowa Fantastyka 12/2011 (nr 351)
Grudniową Nową Fantastykę otwiera publicystyka związana z komiksem. Ja sam nigdy nie byłem (pomijając czas bycia dzieckiem i to niedużym) fanem komiksów. Nigdy nie zafascynowały mnie też rożnego rodzaju amerykańskie historie o Spidermanach, Supermanach, Hulkach, Batmanach itp. Nie ta kultura jak dla mnie – zbyt zamerykanizowane ideały, walka dobra ze złem z przerysowanymi do bólu pozytywnymi postaciami. Zbyt idealni by byli prawdziwi, zbyt idealni by byli wiarygodni.
To co było dobre kiedyś niekoniecznie musi trwać w nieskończoność. Kończy się pewna era bohatera jedynie pozytywnego. Pokolenie, które się fascynowało jego przygodami trochę się już zestarzało, a czasy się zmieniły. Komiks potrzebuje nowych bohaterów, współczesnych, takich z krwi i kości. Ale – czego się obawiam – nawet oni nie uratują już zmierzchu komiksu. Kiedyś, gdy komiks miał mniejszą konkurencję, nie było gier komputerowych, multimediów, Facebooka, 999 kanałów cyfrowej telewizji – kolorowe obrazki i rysowane historie były czymś ciekawym, przyciągającym oko, czymś innym niż zadrukowane karty prozy. Teraz komiks ma trudniej.
Nowa Fantastyka 11/2011 (nr 350)
350 numer Nowej Fantastyki trafił już do moich rąk.
Pierwsza refleksja to właśnie to 350 - ileż to już lat, ileż to już numerów. Fantastyka a potem Nowa Fantastyka towarzyszy mi odkąd pamiętam. Takie 350-te wydanie to dobry moment do zadumy… Co z kolei przypomina o zadumie związanej z 1 listopada. Oraz o Helloween…
Oczywiście nie tylko widać moje myśli podążają tym tropem - w publicystyce Nowej Fantastyki oczywiście pojawia się ten temat - cytuję zapowiedź ze strony NF aby Was zachęcić:
Arkadiusz Grzegorzak - ELVIRA Święty Mikołaj Halloween
Fenomen Elviry przekroczył granice USA. W Niemczech i Wielkiej Brytanii popularny był film z biuściastą Córą Nocy. We Francji dobrze sprzedały się płyty. W Polsce szczyt popularności przypadł na czas schyłkowego PRL-u i Elvira tak naprawdę nie zaistniała. Szkoda. Ominęło nas coś niesamowitego.
Elvira pojawia się w komiksach, książkach, filmach, na znaczkach pocztowych i plakatach, kalendarzach, breloczkach, w grach komputerowych, na afiszach oraz pudełkach śniadaniowych, proporczykach i przypinkach. Są jej figurki, specjalne tatuaże, peruki à la Elvira i całe przebrania na Halloween. Elvira nagrała kilka płyt, ma swój fanklub i fanowską gazetkę. Charakterystyczny wizerunek seksownej gotyckiej panny (kredowobiały podkład, kruczoczarna peruka, ostry makijaż) z duuużym biustem i jeszcze większym poczuciem humoru został zaakceptowany tak przez liberalną, jak i konserwatywną Amerykę. Była twarzą popularnego piwa Coors, ale i walczącej o prawa zwierząt organizacji PETA. Jest ulubienicą mrocznych festiwali horroru i muzyki alternatywnej, ale występuje też w telewizyjnych programach dla najmłodszych. Jest, niech Niebiosom będą dzięki, wszędzie.
Fenomen Elviry przekroczył granice USA, choć nigdzie indziej, nie wywarła tak gargantuicznego wpływu na kulturę. W Niemczech i Wielkiej Brytanii bardzo popularny był pierwszy film z biuściastą Córą Nocy w roli głównej. We Francji dobrze sprzedawały się jej płyty. W Polsce szczyt popularności i faza wdrukowywania się Władczyni Mroku w świadomość mas, przypadł na czas kryzysu, schyłkowego PRL-u - naszej własnej Wielkiej Smuty. Elvira w Polsce nigdy tak naprawdę nie zaistniała. Szkoda, bo ominęło nas coś niesamowitego.
Źródło: http://www.fantastyka.pl/39,3.html
Nowa Fantastyka 10/2011 (nr 349)
Październikowa Nowa Fantastyka tym razem bez dodatku w postaci książki. Za to sama w sobie jest ciekawa (pomijam opowiadania - bo tych jakoś nie mam siły od kilku lat czytać, pomijając pewne wyjątki). Za to znów zaskakująco dobrze wypada publicystyka. Bardzo ciekawe Kreowanie Przyszłości - o tym, jak fantastyka prowokuje wynalazców do pracy i tworzenia urządzeń użytku publicznego wprost z pomysłów fantastów. Modne i na czasie - Co Czytają Terroryści - aż strach pomyśleć, że czytelnik fantastyki może zostać uznany za terrorystę. Trochę historii czyli o leczniczych zaletach promieniotwórczego radu. Potem ostrzej i dla dorosłych - o seksie z kosmitami…
Wśród recenzji znalazłem zachęcenie do Resnicka (Słonie na Neptunie) i Mievilla (Kraken) oraz wyraźne ostrzeżenie przed Robokalipsą Wilsona.
W felietonach przerażająca przyszłość a może rzeczywistość - czyli Kosik piszący o Bogu Monitoringu. Jakiś taki moim zdaniem nijaki Watts w Stres i sakrament. I jak zwykle odlatujący w dziwne klimaty Orbitowski.
Nowa Fantastyka 5/2011
Majowa Nowa Fantastyka pojawiła się jeszcze w kwietniu. Dużo wolnego czasu w tym okresie - bo końcówka kwietnia i początek maja to dużo dni wolnych sprawiło, że już jestem po lekturze.
Z numeru - co widać po okładce - bije po oczach Gra o Tron, serial emitowany właśnie na HBO, który ma korzenie w doskonałej literaturze fantasy autorstwa George’a R.R. Martina. Pomijając Grę o Tron w numerze jak zwykle świetna publicystyka, która jest jednym z głównych (jeśli nie jedynym) powodów, dla których regularnie kupuję jednak NF. Tym razem także nie zawodzi. Zawsze zaczynam od końca - bo tam znajduje się felietonowa recenzja filmowa Orbitowskiego. O czym by nie pisał - pisze tak, że łykam jak kaczka - w całości.
Pozostała publicystyka nie powala na kolana, jednak nawet dla mnie jest całkiem znośna.
Drugi powód to recenzje. Dziwnym trafem, jeśli chodzi o SF (pomijając fantasy) - recenzenci trafiają w moje gusta. I jeśli książka ma wysokie noty u nich - będzie mi się podobać. Dlatego NF z recenzjami (książek głównie) to dla mnie swoisty przewodnik tego co warto przeczytać i tego co warto pominąć.
Ubolewam nad komiksem. Bo choć to TEN FUNKY KOWAL to jednak tęsknie za RatManem. Kowal to już przeszłość. Wiem, że trzeba młodym pokazać co było dwie dekady temu modne. Ale publikowanie długaśnego komiksu w odcinkach mija się z celem. Moim zdaniem lepiej odesłać po zakup całego zeszytu, niż publikować (znów) Kowala. RatMan sprawdzał się w krótkiej formie - każdy numer NF to kompletna historia. Jaka by nie była - nie trzeba było wertować numerów wstecz i czekać na ciąg dalszy…
Opowiadania…