Wir - Peter Watts (Trylogia Ryfterów, cz.2)
W drugiej części Trylogii Ryfterów akcja nabiera rozpędu. W tym szalonym pędzie ku unicestwieniu ludzkości trzeba nadążać za Wattsem, który jak zwykle stawia wysoko poprzeczkę dla intelektu czytelnika, miażdżąc go niesamowitą ilością pomysłów zręcznie splecionych w intrygę.
I można Wir potraktować jak science fiction (którym jest!) ale po dotarciu do ostatnich stron, objaśnień autora odnośnie inspiracji i pomysłów, które zaczerpnął z nauki, oczy otwierają się ze zdumienia jeszcze szerzej. Dlaczego? Cóż, przeciętny przedstawiciel naszego gatunku powinien sobie zdawać sprawę, że współczesna nauka jest niesamowicie rozwinięta i sama w sobie dla znacznej większości populacji stanowi fikcję. Peter Watts jedynie acz niezwykle umiejętnie wyłuskuje co smakowitsze kąski, ubiera je w słowa i wypuszcza do poskromienia. I tak badania naukowe (niemal niezliczone) stają się fundamentem powieści.
Wyjątkowość Wiru jak i innych powieści Petera Wattsa pochodzi właśnie z faktu wykorzystywania nauki w celu stworzenia świata fikcji. Takie małe co by było gdyby nauka troszeczkę zboczyła z kursu, jakim podąża obecnie i doprowadziła do zagrożenia życia na naszej planecie. I zamiast fikcji literackiej mielibyśmy literaturę faktu.
Co tu dużo pisać - Wir, podobnie jak poprzednia Rozgwiazda - to powieści, które zapamiętam na długo. Podobnie jak Ślepowidzenie. Przede mną jeszcze Behemot, trzecia i ostatnia część Trylogii Ryfterów. Ale muszę oszczędzać Behemota bo zanim pojawi się kolejna powieść Wattsa, trochę czasu minie. Więc zanim zacznę się delektować finałem może coś innego, tak dla rozprężenia neuronów, spiętych niesamowicie podczas lektury Wiru.
Odważnym - gorąco polecam Wir (jak i całą trylogię).
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz