Wir - Peter Watts (Trylogia Ryfterów, cz.2)
W drugiej części Trylogii Ryfterów akcja nabiera rozpędu. W tym szalonym pędzie ku unicestwieniu ludzkości trzeba nadążać za Wattsem, który jak zwykle stawia wysoko poprzeczkę dla intelektu czytelnika, miażdżąc go niesamowitą ilością pomysłów zręcznie splecionych w intrygę.
I można Wir potraktować jak science fiction (którym jest!) ale po dotarciu do ostatnich stron, objaśnień autora odnośnie inspiracji i pomysłów, które zaczerpnął z nauki, oczy otwierają się ze zdumienia jeszcze szerzej. Dlaczego? Cóż, przeciętny przedstawiciel naszego gatunku powinien sobie zdawać sprawę, że współczesna nauka jest niesamowicie rozwinięta i sama w sobie dla znacznej większości populacji stanowi fikcję. Peter Watts jedynie acz niezwykle umiejętnie wyłuskuje co smakowitsze kąski, ubiera je w słowa i wypuszcza do poskromienia. I tak badania naukowe (niemal niezliczone) stają się fundamentem powieści.
W mrok - Andriej Diakow
Najpierw Do światła. A teraz W mrok. Gdzie zabierze nas Andriej Diakow w ostatniej części swojej trylogii osadzonej w świecie Metro 2033? Zobaczymy.
Część środkowa jest mroczniejsza od pierwszej. Więc to nie tylko kwestia tytułu, ale zawartości. Taran i Gleb wplątani w intrygę. Istnienie petersburskiego metra zagrożone.
Postapokaliptyczny świat zdawałoby się, że wyczerpał nuklearny arsenał. Zaskakujący jest więc wybuch jądrowy niszczący wyspę. To i wiele więcej możecie przeczytać na tylnej okładce książki. A sama powieść – nie ma się co rozpisywać. Bardzo dobra kontynuacja przygód Gleba i Tarana w uniwersum Metro 2033.
Tylko tyle i aż tyle.
Ale jedno wiem, zanim znów wejdę w to uniwersum muszę od niego trochę odpocząć.
Rozgwiazda - Peter Watts (Trylogia Ryfterów, cz.1)
Rozgwiazdę (Starfish) Petera Wattsa czyta się jednym tchem. Zaskakujące jak może wciągnąć głębia. Zaskakujące jak wiele może dziać się niemal w kosmicznej pustce. Jednak ta pustka jest wypełniona życiem, dosłownie i w przenośni. Oprócz oczywiście obserwacji fauny i flory, obserwacji i zmagania się z potężną naturą - najwięcej dzieje się jednak za sprawą bohaterów.
I nie chodzi o to, że czasem pojawią się jakieś sprzeczki wśród odizolowanej od świata, specyficznej załogi. Chodzi o to co dzieje się w ich głowach i jak się zmienia postrzeganie świata. Ekstremalne środowisko, dla normalnych ludzi złowrogie, dla nich staje się drugim domem. Azylem. Fascynuje ich i zmienia.
Przez chwilę zastanawiałem się z czym mi się kojarzy akcja Rozgwiazdy. Wyznaczony cel dla grupy odizolowanych ludzi. Stan ciągłego zagrożenia połączony z jednoczesnym zafascynowaniem niszczycielską siłą. Gdzieś to już kiedyś widziałem, gdzieś to kiedyś czułem. I odkryłem skojarzenie z gwiazdą. Ale co rozgwiazda (taki morski stworek) ma wspólnego z gwiazdą? Poza podobnym kształtem
Oryks i Derkacz - Margaret Atwood
Oryks i Derkacz i Yeti.
Powieść Oryks i Derkacz to można by rzec preludium do Roku Potopu. Nie tylko chronologicznie w sensie powstawania powieści, ale także (co może oczywiste) chronologicznie poprzedzające wydarzenia rozgrywające się w Roku Potopu. Bohaterem i narratorem powieści jest Yeti, znany z Roku Potopu człowiek mieszkający na drzewie, ubierający się w prześcieradło i będący przewodnikiem grupy nowych ludzi - potomków Derkacza. Dzięki niemu poznajemy Derkacza, jedynego przyjaciela Jimmiego. A także jedynego nazywającego Jimmiego Głuptakiem. Poznajemy też być może prawdziwą historię Oryks.
O ile Rok Potopu charakteryzowała wartka akcja, o tyle Oryks i Derkacz to spokojna opowieść, relacja jak i dziennik wydarzeń, które doprowadziły do unicestwienia (prawie) gatunku ludzkiego. Jimmy aka Yeti i Glenn aka Derkacz wyrastali poza Plebsopolią. Raczej bliżej nowoczesności, bogactwa, jak elity. Rodzice byli naukowcami lub mocno zaangażowanymi korporacyjnymi pracownikami. Dawało to profity rodzinie, status społeczny, dostęp do nowoczesnej medycyny, mieszkanie w izolowanym od pospólstwa rejonie, ochronę. Same przywileje. W powieści Oryks i Derkacz poznajemy więc tą drugą stronę „za murem”. Tą, do której nie sposób się było dostać mieszkańcom Plebsopolii, wyrzutkom, biedocie i buntownikom.
David Peace - Nineteen seventy-four (1999)
Czy ma jakiś sens kończenie lektury cyklu powieściowego pierwszym tomem owego cyklu? W sumie chyba tak, szczególnie biorąc pod uwagę, że nie ma się innego wyjścia (bo przeczytać trzeba), a za to ma się świadomość że i tak można znów sięgnąć po kolejne części, nieprawdaż?
Tak właśnie jest ze mną w przypadku cyklu Davida Peace’a. Cóż, przeczytanie pierwszego tomu rozjaśniło mi kilka niejasności z tomów późniejszych. Co prawda niezbyt wiele, ale zawsze coś. Teraz dokładnie wiem jak to się wszystko zaczęło. Bardzo dokładnie. Z wieloma szczegółami. I mam coraz większą ochotę by powrócić znów do kolejnych tomów.
Otóż już na pocztąku lat 70-tych na terenie Yorkshire zaczęły ginąć dziewczynki. Małe dziewczynki. Ed Dunford - świeżo upieczony korespondent spraw kryminalnych - po kolejnym zaginięciu zostaje skierowany przez swoją gazetę (ten sam co później ‘Evening post’) do śledzenia tego tematu, węszenia po dziennikarsku. Mimo iż Ed jest swój - tzn. pochodzi z tych okolic - to jednak nie było go tu przez jakiś czas i niezbyt się orientuje w takim miejscowym ‘who is who’ i w miejscowych realiach.
David Peace - Nineteen eighty (2001)
I okazało się (czyt. odkryłem Amerykę), że jest cała seria, a nie tylko jedna książka (patrz: wrażenia po przeczytaniu Nineteen seventy-seven). I że przed wydarzeniami ‘77 roku stało się dość sporo w ‘74, a po ‘77, wiele stało się również w ‘80…
W ‘Nineteen eighty’ prostytutki ciągle giną. Lista ofiar wzrosła do trzynastu. Policja jest bezradna. Morderca ciągle pozostaje na wolności. Homocide office montuje specjalna ekipę ’super mózgów’, która ma dokonać rewizji całego śledztwa i pomóc w odnalezieniu sprawcy bestialskich mordów. Wszystko na kilka dni przed świętami bożego narodzenia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku. Jak się okaże - niekoniecznie białymi świętami.
Peter Hunter zostaje szefem i kompletuje grupę. śledzimy podobną historię jak w poprzedniej książce, tym razem może trochę mniej mroczniejszą i zagadkowa (a może to efekt przeczytania poprzedniej części i pewnego przyzwyczajenia się do autora, klimatu i brutalności).
David Peace - Nineteen seventy-seven (2000)
Pierwsze pytanie: czy wyobrażacie sobie coś mroczniejszego i bardziej zakręconego w warstwie wizualnej niz film ‘Siedem’?
Pytanie drugie: czy potraficie sobie jeszcze do tego wyobrazić, ze może to być książka?
David Peace jakoś właśnie tego dokonał. Napisał książkę, przy której połączenie ‘Siedem’, ‘Milczenia owiec’ i ‘Zlego porucznika’ to tylko bajka dla dzieci. ‘Nineteen seventy-seven’ to bardzo mroczne, zakręcone i mocne dzieło. Książka, której się szybko nie zapomina (bo to po prostu niemożliwe).
Jest mocno i to już od początku.
W okolicach Leeds giną prostytutki. Są brutalnie mordowane. bardzo brutalnie. Kolejna fala mordów, która powraca w roku 1977, w roku srebrnego jubileuszu królowej. Są naciski z góry, by znaleźć sprawce. Śledztwo zaś prowadzi donikąd. Okazuje się, że chyba nikt nie ma czystych rak. Każdy w tej powieści ma coś na sumieniu. Depresyjne i posępne Leeds 1977 roku jest pełne brudu, przemocy i niepewności. Lato, w czasie którego dla niektórych słonce wcale nie świeci…
(więcej…)
Diuna. Dżihad Bulteriański
Niesamowite! Ponad 600 stron olśniewającej książki. Wspaniałej i elektryzującej historii. Mój czytelniczy powrót do świata znanego z Diuny okazał się być bardzo miłą niespodzianką. Choć podchodziłem sceptycznie, z nieukrywaną obawą, że to nie będzie tak fascynująca opowieść jak Diuna. Że nic nie może się równać z moją ulubioną powieścią, w której od dawien dawna jestem zauroczony. Arrakis. Melanż. Czerwie. Pustynna planeta w otchłani niezmierzonych światów. Tak – jestem zafascynowany powieścią Herberta. Jestem fanem. Jestem Muad’Dibem.
Ktoś, kto nie zakochał się w Arrakis nie zrozumie mojej fascynacji Dżihadem bulteriańskim. Dla pozostałej garstki – mam bardzo dobrą wiadomość: czytajcie, bo warto!