Nowa Fantastyka 12/2011 (nr 351)
Grudniową Nową Fantastykę otwiera publicystyka związana z komiksem. Ja sam nigdy nie byłem (pomijając czas bycia dzieckiem i to niedużym) fanem komiksów. Nigdy nie zafascynowały mnie też rożnego rodzaju amerykańskie historie o Spidermanach, Supermanach, Hulkach, Batmanach itp. Nie ta kultura jak dla mnie – zbyt zamerykanizowane ideały, walka dobra ze złem z przerysowanymi do bólu pozytywnymi postaciami. Zbyt idealni by byli prawdziwi, zbyt idealni by byli wiarygodni.
To co było dobre kiedyś niekoniecznie musi trwać w nieskończoność. Kończy się pewna era bohatera jedynie pozytywnego. Pokolenie, które się fascynowało jego przygodami trochę się już zestarzało, a czasy się zmieniły. Komiks potrzebuje nowych bohaterów, współczesnych, takich z krwi i kości. Ale – czego się obawiam – nawet oni nie uratują już zmierzchu komiksu. Kiedyś, gdy komiks miał mniejszą konkurencję, nie było gier komputerowych, multimediów, Facebooka, 999 kanałów cyfrowej telewizji – kolorowe obrazki i rysowane historie były czymś ciekawym, przyciągającym oko, czymś innym niż zadrukowane karty prozy. Teraz komiks ma trudniej.
Ale żyje.
Ciekawy jest artykuł o komiksach w sieci, komiksach on-line, komiksach 2.0 – istniejących głównie lub tylko w formie cyfrowej. Znak naszych czasów – rysunki, historie i opowieści kiedyś publikowane do szuflady (bo którego amatora stać było od razu na wydanie swoich dzieł na papierze) trafiają w sieć. A tam zyskują zagorzałych fanów wśród milionów internautów. Lub zagorzałych przeciwników. To jest internet – tam się walczy!
Felietony umieszczone po opowiadaniach otwiera (choć dla mnie zamyka, bo ja zawsze czytam NF od końca, od Orbitowskiego przeżyć z filmami, na które sami byśmy nigdy nie poszli) M.J. Sullivan z dwustronicowym poradnikiem Szkicowanie Fabuły czyli rady dla piszących. Nigdy nie miałem aspiracji zostać twórcą form długich, kilka niepowodzeń (A moim mniemaniu) z formami krótkimi utwierdziło mnie tylko w tym, że mogę czasem skrobnąć coś na bloga lub skomentować na forum. Ale tekst jest ciekawy i odkrył przede mną, że na kilka pomysłów sam kiedyś wpadłem. Więc nie jest źle – jest dobrze – polecam tym, co chcieliby stworzyć jakąś sagę np. Fantasy.
Wspomniany Orbitowski – zrobię teraz skok na ostatnią stronę – jako malkontent realny porusza temat grozy w kinie SF na przykładzie mockumentary Apollo 18. Co tam sobie Łukasz pisze, możecie sami przeczytać. Faktem jest i to zgodnym z moją obserwacją, że SF ucieka od kosmosu jak i słabo sobie radzi z wszelkimi potworami w kosmosie. W literaturze dawno nie widziałem, albo nie pamiętam, czegoś Hard SF, takiego oh-ah, żeby na kolana rzuciło a szczęka potoczyła się za szafkę. W filmach jest lepiej – tutaj choćby Pandorum z ostatnich lat daje rade z grozą w kosmosie i z samym kosmosem, podbojem.
Co może zrobić fan SF, hard SF, cyberpunku o technofil? No cóż, może szukać lub czekać na literaturę lub film. Ale tego mało. Może też eksplorować odważnie nowe obszary. A tutaj – napisze wprost – w grach komputerowych jest dużo lepiej. Ot weźmy parę tytułów – niedawno wydany Crysis 2 – mimo, że jest to „strzelanka” to wciąga klimatem inwazji obcych. Cyberpunkowo i to niesamowicie jest w Hard Reset (coś a’la Painkiller, tylko demonów brak). Ale to tylko strzelanki – z gier bardziej ambitnych można zmierzyć się z trzecią odsłoną Deus Ex: Human Revolution, pełną ulepszeń, augmented reality na miarę filmowego Ghost in the Shell. Niebawem też pojawi się Syndicate, nowa odsłona kultowej gry ze świata wielkich korporacji, cyberpunku w dość dobrym (tak siezapowiada) wydaniu. Ekspoloracja innych światów zapowiada się ciekawie w Prey 2. A z dawniej wydanych pozycji wizualnie nawiązująca nawet to do H. G. Wellsa jest gra Half-Life.
No dobrze, ale wróćmy ze świata VR do literatury i fantastyki oraz Nowej Fantastyki, czyli na ziemski padół.
O fantastyce i o tym czym różni się historia, fantastyka historyczna i i sama fantasy pisze Rafał Kosik. Pisze też o edukacyjnym wpływie konstruktywnej krytyki, o różnicy między formikarium a terrarium. Ciekawie i na dodatek tak, że nie ma się do czego przyczepić. Ślepopisanie Petera Wattsa porusza tematykę naukową dotyczącą świadomości – czy jest potrzebna i czy bez niej jakoś radzilibyśmy sobie. Warto przeczytać.
W recenzjach coś w tym numerze za dużo pozytywów. Wychwalany pod niebiosa Tintin Spielberga jako powrót do przygodowego kina epoki Indiana Jones i Piratów z Karaibów. Coś w tym musi być – bo wszędzie film chwalą. A ja jakoś – jako antyfan kina bazującego na komiksie w zarysie ogólnym nie mam siły ani odwagi zweryfikować tej garści pochlebstw dla Tintina. Podobnie Immortals: Bogowie i Herosi jest chwalone za bycie lepszym filmem od Walki Tytanów (jeśli nie przekręciłem tytułu). Ten drugi miałe sposobność „zaliczyć” i nie chcę mieć nic z nim więcej wspólnego. Jeśli Immortals są tylko deczko lepsi – to jakoś tez mnie do kina na to nikt nie zaciągnie.
Dużo lepiej zapowiada się książkoczytanie – bo i tak mamy Kroki w Nieznane 2011 w konwencji grozy i horroru, co może być ciekawe. Mamy pozytywnie rekomendowaną antologię Głos Lema – hołd jego twórczości w wydaniu polskich współczesnych pisarzy. Mamy ciekawy klimatem Bar dla potępionych. Oraz kolejnego Martina – Taniec ze Smokami. I jeszcze parę tytułów, co zwróciły moją uwagę. I tylko czasu na to wszystko braknie.
Opowiadania w Nowej Fantastyce – czyli prozę polską i zagraniczną póki co odpuszczam. Wolę powieści, książki w szeregu czekają. Może kiedyś zmarnuję czas na sprawdzenie opowiadań…
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz