Diuna. Dżihad Bulteriański
Niesamowite! Ponad 600 stron olśniewającej książki. Wspaniałej i elektryzującej historii. Mój czytelniczy powrót do świata znanego z Diuny okazał się być bardzo miłą niespodzianką. Choć podchodziłem sceptycznie, z nieukrywaną obawą, że to nie będzie tak fascynująca opowieść jak Diuna. Że nic nie może się równać z moją ulubioną powieścią, w której od dawien dawna jestem zauroczony. Arrakis. Melanż. Czerwie. Pustynna planeta w otchłani niezmierzonych światów. Tak – jestem zafascynowany powieścią Herberta. Jestem fanem. Jestem Muad’Dibem.
Ktoś, kto nie zakochał się w Arrakis nie zrozumie mojej fascynacji Dżihadem bulteriańskim. Dla pozostałej garstki – mam bardzo dobrą wiadomość: czytajcie, bo warto!
Dżihad bulteriański to opowieść w świecie znanym nam z Diuny. To historia, jaj początki, spisane przez księżną Irulanę. Jej studia nad historią sięgającą ponad dziesięć tysięcy lat przed Muad’Diba. Historią sięgającą w czasy, gdy potężni Tytani stworzyli myślące maszyny. Maszyny, a później Omniusa – wszechumysł. Omniusa, któremu sami zaszczepili ludzkie pragnienia ekspansji, podboju i samodoskonalenia. Niestety dla Tytanów, stworzyli coś potężniejszego od siebie. Omnius przejął nad nimi kontrolę i z roli panów i władców przekształcił w swoich poddanych. Dzięki przemianie w cymeki, Tytani stali się długowieczni i mogli snuć plany przeciwko Omniusow. Jednoczesnie wiernie z nim podbijać ludzkie światy. W tym miejscu rozpoczyna się historia opisana w Dżihadzie… Jak każda historia, ta też ma swój początek i wydarzenia poprzedzające. Ale o tym Irulana opowie nam innym razem…
Nie bójcie się. Nie zdradziłem wam wiele z fascynującej opowieści jaka czeka przed wami. To co napisałem to skrót wstępu, którego jest raptem 3 strony. Wiele wspaniałych opowieści jest przed Wami. I gdy sięgniecie już po powieść otoczy Was ona, zaczaruje i sprawi, że trudno się będzie oderwać od czytania. Od odwracania strony za stroną. Od wędrówki przez galaktyczne światy. Od poznawania przemyśleń kogitorów, śledzenia poczynań tytanów, obserwacji badań Erazma nad ludzkimi zachowaniami.
Świat Dżihadu jest fascynujący. Rozbudowany i pełny zależności oraz przeplatających się wątków. Tych z teraz i tych… z przyszłości odległej o dziesięć tysięcy lat. Wiele wytłumaczeń i wiele nowych pytań. Skomplikowany i niejednoznaczny. Diabelsko przewrotny.
Czytanie tej powieści to niesamowite przeżycie dla każdego zauroczonego Arrakis. Ale wojna o Diunę dopiero się rozpocznie. Teraz trwa inna wojna…
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz
No, niestety, nie zgadzam się w 100procentach.
Dzichad… jak i Krucjata… to dla mnie książki przypominające, iż Lucas zainspirowany Diuną, i pewnie przewrotnym scenariuszem Jodorovskiego do jej niedoszłej ekranizacji, stworzył Gwiezdne Wojny.
Diuna Syna i Andersona, to takie właśnie Gwiezdne Wojny, w których dzieje się okrutnie dużo, ładnie, a trup ściele się gęsto. Zapomniano tylko o jednym. Że Diuna Franka Herberta była pełną, zróżnicowaną powieścią filozoficzną, w której akcji było o tyle nie wiele, o ile była ona nie bardzo potrzebna. W Krucjacie… i Dżichadzie… jest zupełnie na odwrót, latają statki, są taktyki, super wojownicy…
Piękne to, ale właśnie, jak na Gwiezdne Wojny.
Komentarz od Spajder — 12/03/2010 @ 21:06