Corpus delicti – Juli Zeh
Wyobraźcie sobie świat doskonały, gdzie wyeliminowano choroby, zarazki, wirusy, wady genetyczne i wszystko złe co trawiło ludzkie ciała. Ludzie żyją zdrowi, szczęśliwi, nie muszą się zamartwiać nawet problemami genetycznymi, które mogą wynikać z nieodpowiednich związków. Szczęśliwi, że kontrole nad wszystkim sprawuje METODA, nieomylna, doskonała, stworzona by służyć ludzkości, jednostkom ludzkim, aby mogły nie zamawiać się problemami i po prostu szczęśliwie żyć.
Kraina wielkiej szczęśliwości.
A co gdy nieomylna METODA popełni błąd?
Corpus delicti autorstwa Julii Zeh bierze pod lupę idyllę panująca w społeczeństwie kontrolowanym przez METODĘ. Czy dobro wszystkich to także dobro jednostki? Czy statystycznie znikoma omylność metody jest do wybaczenia, nawet jeśli skutkiem METODY będzie śmierć niewinnej jednostki? Czy METODA jest lepsza od demokracji? Czy jednostka sprzeciwiająca się METODZIE jest wrogiem publicznym, którego należy unicestwić bez względu na stosowane metody i nieczyste zagrywki? Czy kontrola na każdym etapie życia i funkcjonowania w społeczeństwie jest wolnością? Ciągłe monitorowanie biochemii organizmu jednostki, wyników treningów i ćwiczeń fizycznych, unikanie używek, unikanie szkodliwych dla zdrowia substancji i sytuacji – brzmi jednak jak niewielka cena za pełną szczęśliwość.
Fantasy & SF - Wiosna 2011
Science Fiction to jedyna literatura, którą czytelnicy interesują się na tyle, by kraść ją z internetu – to myśl (nie moja), która kojarzyć mi się już nieodłącznie będzie z moim pierwszym spotkaniem z F&SF PL.
Jakoś nie przepadam za opowiadaniami. Nieczęsto po nie sięgam. Regularnie czytam Nowa Fantastykę, ale głównie ze względu na felietony i recenzje oraz inne ciekawostki. Opowiadania omijam i bardzo ale to bardzo rzadko czytuję. Podobnie sprawa ma się z antologiami. Wyjątkiem może są tu Kroki w Nieznane, pojawiające się rok w rok. Ale tutaj także opowiadania trawię pół na pół.
Więc sam siebie zadziwiłem sięgając w Empiku po polską edycję Fantasy & Science Fiction, numer wiosenny przyciągnęła mnie może niebieską cyberokładką, kilkoma nazwiskami na okładce jak i w spisie treści. A także może wydawcą – Powergraph. Dlaczego? Bo opowiadania (heh) Szczepana Twardocha wydane zostały w nowej serii wydawniczej „Kontrapunkty” właśnie przez Powergraph.
Teatr pamięci - Pablo De Santis
Dochodzę do wniosku, że każde spotkanie z literaturą inną niż anglosaska jest wartościowe. I tak było teraz w przypadku lektury niezbyt grubej książki argentyńskiego autora. Pozycja na jeden wieczór - Teatr pamięci - zapada w… pamięć. Pablo De Santis stworzył opowieść o lekarzu i tajemniczej fundacji stworzonej przez kontrowersyjnego Fabrizio która, powtórze za opisem na okładce, wyróżnia się atmosferą tajemniczości.
Fabuła niczym z rasowego thrillera - intryga zaczyna się w momencie, gdy pod opiekę neurologa Nigro trafia anonimowy pacjent. Po wypadku nie pamięta kim jest, kim był. Nikt go nie szuka, a jednocześnie ktoś chce go zabić. Cała, krótka (w przeciwieństwie do np. opasłych tomów poczytnego Stiega Larssona) powieść zmierza ku wyjaśnieniu zagadki na niespełna 140 stronach, nie pozwalając czytelnikowi na dłuższe przerwy.
Więc jeśli macie chwilę czasu i brakuje wam lektury z dreszczykiem na jeden wieczór - polecam.
Metro 2033, Metro 2034 - Dmitry Glukhovsky
Dwa tomy niezwykłej podróży przez postapokaliptyczną wizję wyniszczonego nuklearną zagłada świata.
Tak można w skrócie napisać o powieści Metro 2033 i jej kontynuacji - Metro 2034. Dwie części, podobne a jednocześnie odmienne. W Metro 2033 wyruszamy (niczym Tolkienowski Hobbit) w podróż “tam i z powrotem”. To pierwsze skojarzenie jakie sie pojawiło u mnie podczas lektury. Książka drogi, podróży przez zadziwiający świat, niebezpieczny. W gęstniejącym mroku, którego nie sposób rozświetlić kryją się tajemnice i zagrożenia. Pomijając złych ludzi, bandytów czy rabusiów w mroku czai się zło. Czy to zmutowane stwory czy też zjawiska paranormalne. Dla mieszkańców metra, wszystko może być zagrożeniem. W swojej podróży artem, główny bohater powieści wędruje pokonując niebezpieczeństwa, poznając innych mieszkańców. Doświadcza pomocy jak i przemocy. Ale nie poddaje się - niesie ważną wiadomość. Wiadomość, która może zaważyć o losach WOGN-u, jego rodzinnego miejsca. Jego rodzinnej stacji a może i całej podziemnej sieci kanałów grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
Dziecię boże - Cormac McCarthy
Autor “To nie jest kraj dla starych ludzi” (powieści niedawno przeniesionej na ekran przez braci Cohen) oraz “Drogi” (także niedawno ekranizowanej) dostarcza nam kolejną porcję swojej prozy w powieści “Dziecię Boże”. Powieść przywołuje podczas czytania wszelkie wspomnienia z książek i filmów pełnych ludzkich patologii, niezrozumiałych bestialstw i ludzkich patologii. To co czytelnik ma przed oczami to wszystko co najgorsze skumulowane w gorzkiej pigułce.
Choć książkę czyta się szybko nie jest to powieść lekka. Czytelnik cały czas zachodzi w głowę jak to możliwe na tym świecie. JAk “boże dziecię” może pogrążać się na samo dno, wyzbywać człowieczeństwa i przemieniać się w bestię.
Wstrząsające!
Podziemia Veniss - Jeff Vandermeer
Ciężko ująć słowami w jak fantastyczną i zarazem mroczną podróż zabrał mnie Jeff Vandermeer w swojej powieści PODZIEMIA VENISS. Początek był trudny, bo plastyczna wizja uderza i każe wysilać wyobraźnię. Autor zaś mniej skupia się na wyjaśnianiu spraw, lecz raczej pozwala czytelnikowi budować mrok w swojej świadomości. A gdy już wszedłem, zagłębiłem się w PODZIEMIA… to pochłonęły mnie całkowicie. Niczym w szalonym śnie podróżowałem wraz z bohaterami poprzez obrazy. Malownicze, mroczne obrazy. Spotykałem cuda i cudaki. W mojej głowie narastał strach, ciekawość, fascynacja. Obrazy malowane słowem stawały się coraz bardziej niepokojące. I tak a jest ta powieść, niepokojąca, przerażająca. PODZIEMIA… to kraina pełna dziwadeł, zagrożeń i życia. Życia we wszelkich najdziwniejszych formach. Vandermeer zasypuje tutaj pomysłami, a czytelnik uplastycznia te wizje wedle tego, co czai się w jego podświadomości… Ta książka to prawdziwa uczta…
INNI O KSIĄŻCE:
Jestem człowiekiem małej wiary, jeśli idzie o ufność w zapewnienia płynące z ust wydawców. Podobnie jak Niewierny Tomasz, dopóki nie zobaczę, nie dotknę, nie usłyszę, nie przeczytam, nie nadam kształtów niebyłym światom… dopóty nie uwierzę. Przeczytałem i uwierzyłem. Napisać, że Podziemia Veniss to „prawdziwie koszmarna opowieść”, to tyle, co nie napisać nic.
Radio Darwina - Greg Bear
Niesamowita książka - połączenie opartej na współczesnej nauce powieści science-fiction z thrillerem. Bardzo dobrze się czyta, mimo, że ma dużo stron. Na początku dostajemy odczuwalne, narastające napięcie i pojawia się zagadka, nad którą w dalszej części debatują naukowcy z wielu dziedzin. Problem wielki więc nie obywa się bez politycznych przepychanek. W obliczu zagadki, zagrożenia, niepewności inaczej reagują społeczności naukowców, inaczej polityków a jeszcze inaczej masy zwykłych ludzi. W każdej części globu pojawia się strach…
Strach przed ewolucją gatunku homo sapiens. A może przed nieuniknioną zagładą gatunku wywołaną przez uśpione prehistoryczne retrowirusy. Samozagłada? Inteligencja gatunku? Zarówno w powieści jak i obecnie w nauce toczą się dysputy w tym temacie. Powieść jednak idzie dalej, przedstawiając bieg wydarzeń “jakby to mogło być, gdyby…”
Złe małpy - Matt Ruff
Powieść, a raczej opowieść, wciągneła mnie już od samego początku. Dlaczego? Może dlatego, że czyta się tą książkę niezwykle szybko. Zwroty akcji, które pojawiają się coraz częściej sprawiają, że czytelnikowi wydaje się, iż pędzie z coraz większą prędkością. Strona pierwsza, setna, koniec. Więc bardzo dobrze się bawiłęm, a jednocześnie nie zdążyłem się znudzić kolejnymi wciąż zakrętami. Jak na symulatorze wyścigówki po pokręconym torze. 5 okrążeń cieszy. 20 już męczy… Pomijając szaleńczy pęd powieści to i pomysł mi się podobał. Fantastyczny. W znaczeniu, nie że fenomenalny ale raczej, że to takie science-fiction. Może i pełno tutaj ogranych motywów. Ale czego trzeba więcej, żeby “lekko się rozerwać”. Po takim Ślepowidzeniu Wattsa - całkiem miłą odmiana.
Robert Ostaszewski (PortalKryminalny.pl) tak napisał o Złych małpach:
Amerykanin Matt Ruff jest ponoć pisarzem kultowym. Cóż, przymiotnik „kultowy” mocno się zdewaluował, niemal każdego tygodnia słyszę/czytam, że ktoś/coś uzyskał/o właśnie status kultowości. Ruff kultowy? Wolne żarty… Jest to bez wątpienia prozaik obdarzony pokręconą wyobraźnią, sprawny, dla którego nie ma większego znaczenia, czy pisze o ludziach, smokach, robotach czy rekinach-ludojadach (kto ciekaw, może zajrzeć do wcześniej przetłumaczonych na polski powieści tego autora: Głupca na wzgórzu oraz Ścieki, gaz i prąd).