Najlepsza załoga słonecznego - Oleg Diwow
„Rozległa jak StarTrek, ironiczna jak Paragraf 22, mocna jak syberyjski spiryt oto Najlepsza załoga Słonecznego”
Najlepszą załogę słonecznego czytałem już jakiś czas temu. Ale do tej pory miło wspominam i wracam myślami do tej jakże rubasznej powieści o kosmosie, wojnach, intrydze. Oleg Diwow – rosyjski pisarz – stworzył powieść SF w klimatach… rosyjskich. Uderzył w rosyjskie stereotypy, dobrze nam znane – jak nadużywanie spirytu czy innego trunku. A także w wiele innych cech, charakteryzujących Rosjan. Z wymieszania tego w tyglu z fantastyką powstała przecudna powieść. Pełna rosyjskiego żaru, ciętego humoru. Wspaniałe rozrywkowe a jednak Hard-SF.
Nie będę tutaj opisywał historii – to możecie zobaczyć, gdy zerkniecie na tylna okładkę. Co dla mnie jest zatem ważne? Mimo wykorzystania ogólnie rzecz biorąc utartych schematów klasycznej SF – mamy intrygę, mamy kosmonautów (Rosjan), mamy niezwyciężone siły floty kosmicznej, mamy obcych, mamy Ziemian, mamy konflikt na płaszczyźnie władzy – Diwow stworzył niezwykle dobrze skomponowaną opowieść. Powieść wyśmiewającą, ale nie szyderczo, wciągająca, aż za bardzo, prawdziwą, ależ oczywiście że nie!
Najlepszą załogę słonecznego czyta się z zapartym tchem dlatego, że mamy tam dosłownie menażerie ludzkich postaci. Doskonale zarysowanych. Bohaterowie są ludźmi z krwi i kości. Mają swoje czasem prze dziwaczne zachowania. Mają problemy takie lub inne. Dla kogoś miłość jest najważniejsza, dla kogoś innego liczy się tylko seks. A jeszcze ktoś innych chce władzy lub nie chce jej. W tyglu aż kipi. Nie sposób sie nudzić. Zawsze coś się dzieje. A nawet gdy nic sie nie dzieje, to zaraz się coś wydarzy. W takiej flocie, na skraju rozpadu, i na skraju układu słonecznego, nasi dzielni kosmonauci stawiają czoła wszelkim problemom wychodząc z nich czasem obronną ręką… a czasem nie.
Czytelnika, którego pochłonie Najlepsza załoga słonecznego odnajdziecie dopiero gdy skończy drugi tom powieści. Przez czas gdy wchłonie go czarna dziura kart książki, będzie chudł, chichrał sie cichcem i jak od much odganiał od natrętów, czyli każdego kto zbliży sie na tyle, by padło podejrzenie, że może zakłócić lekturę.
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz