Irek Grin - Pamiętnik diabła (2002)
Książka dość mikra objętościowo. Niepozorna. Przy okazji jednak bardzo niepokojąca. Kambodża, Korea, Wietnam, Peru, brzeg Jordanu – tak oto skaczemy sobie z autorem. Wojska dowolnego puczu, afrykańscy kacykowie, Czerwoni Khmerzy, byli faszyści, bojownicy Świetlistego Szlaku i inni podobni. Cała śmietanka światowego terroryzmu plus główni sprawcy ciągłych wojen.
Asystent znanego i uznanego fotoreportera, niejakiego Fichmanna, który przez wszystkie lata swej pracy był przez niego niezbyt ceniony, a jedynie pomiatany, zaczyna czytać pamiętniki swego szefa już po śmierci owego. Czytając, zaczyna odkrywać całą tajemnice sukcesów zdjęć tamtego. Cała misja Fichmanna, polegająca na ukazania światu krzywd innych ludzi, jawi mu się wówczas olbrzymią mistyfikacją. Mistyfikacją tworzoną na zamówienie.
Książka ta to też właściwie literatura faktu, bo kto wie, czy nie tak dokładnie wygląda praca nad zdjęciami, którymi później zachwycamy się na pierwszych stronach gazet, czy też na takim World Press Photo. Zauważmy, że owe piękne zdjęcia zazwyczaj przedstawiają artystyczne ujecie ludzkich cierpień, których wszak nie brakuje na całym świecie. Czy te cierpienia wzruszające widzów pozostawiają jakieś piętno na człowieku, który trzyma aparat?
Co prawda uznaję książkę Grina za niedopracowana i nudną, jednak i tak polecam, bo daje do myślenia. Otwórzcie oczy, bo skąd wiecie, jaka jest prawda. Zastanówcie się, dlaczego ludzie tak się lubują w patrzeniu na cudzą krzywdę, osładzającą nudę ich codziennego życia. Dlaczego potrzebują coraz to nowych śmielszych fotografii, przekazów na żywo, reportaży i wiadomości z pola boju? Czy nie wydaje się wam ze życie ludzkie jest coraz mniej warte?
Kenny
* * * * *
Uzupełnienie od redakcji (SK)
W tym miejscu pozwolę sobię zacytować jako w pewnym sensie komentarz całość wypowiedzi Witolda Beresia, jaka została opublikowana na na portalu Gazety Wyborczej, w dziale Kultura:
“Kiedy puścili chude nogi staruszka i wykopnęli skrzynkę, zaczął się dusić. Był za lekki, aby spadając, złamać kręgosłup i przerwać rdzeń. Unosił bezradnie ręce i rzęził. Fotograf nadal patrzył przez obiektyw. Nie słyszałem, żeby zwalniał migawkę. Powiedział coś bardzo cicho do dowódcy. Nie usłyszałem słów, ale usłyszałem zniecierpliwienie w głosie. Ten zbliżył się do starca i mocno pociągnął go za nogi. Trzasnęło i znieruchomiało. Dopiero wtedy pstryknął. Tylko raz”.
“Pamiętnik diabła”, choć jest tylko powieścią, ciekawie dopełnia posświęconą etyce dziennikarsiej książkę Pawła Kwiatkowskiego “Przedsiębiorstwo Apokalipsa”. Kto już przeczyta jego książkę i zda sobie sprawę z tego, że praca dziennikarza może - niechcący - przynieść efekty równe występom małpy trzymającej w ręku brzytwę, winien też sięgnąć po Irka Grina. Ten początkujący, ale już ceniony krakowski prozaik (urodzony w 1969 r., zadebiutował parasensacyjną powieścią “Szerokiej drogi, Anat”, a jeszcze większym echem odbiła się jego ostatnia książka “Ze złości”) napisał historię, której głównym bohaterem jest wzięty, światowej klasy fotoreporter. Adrian Fichman nie tyle przypadkowo fałszuje rzeczywistość, ile celowo (choć z powodów wyższych, estetycznych) kreuje ją, posuwając się do najbardziej nieetycznych chwytów. Nawet do współpracy z oprawcami, którzy zapraszają go na egzekucje, wiedząc, że jego zdjęcia rozsławią ich w świecie.
Wbrew pozorom to nie do końca zmyślona historia. Paweł Kwiatkowski przypomina w swojej książce przypadek południowoafrykańskiego fotoreportera Kevina Cartera, który w Sudanie w 1993 roku czekał kilka godzin przy umierającej na słońcu dziewczynce, by przycupnięty obok niej sęp wreszcie rozwinął skrzydła (tak, takie zdjęcie wspaniale się komponowało). Dziewczynka zmarła, a Carter dostał Pulitzera. Potem jednak nie był w stanie unieść presji wspomnień i w rok później popełnił samobójstwo…
Ale kto naprawdę jest tytułowym diabłem w powieści Grina? Kto jest tym złym bohaterem? Czy tylko fotoreporter? A może jednak jego sekretarz, który całą historię opowiada? Ten, który - pomimo całego obrzydzenia, jakie - wydawałoby się - żywi do postępowania dziennikarskich hien, skrzętnie współpracuje i na co dzień wspiera swego mistrza?
Witold Bereś, 2003, link: http://wyborcza.pl/1,75517,1705959.html
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz