Momo – Michael Ende
Momo – Michael Ende. Czasami, chcąc przeczytać książkę „dla dzieci”(celowo użyłam cudzysłowu) zastanawiam się czy mi to wypada – niby lepiej czytać cokolwiek niż nic, ale jednak chyba lepiej byłoby wybrać „porządną powieść” niż „bajeczkę”. Potem jednak przypominam sobie takie książki jak „Pipi Langstrump” czy „Mikołajek” i wątpliwości znikają. Owszem – to lektury dla młodych czytelników, jednak dorosły jest w stanie znaleźć w nich to „drugie dno” (czasem i trzecie).
„Momo” jest przede wszystkim opowieścią o sile i magii przyjaźni, o istocie i wadze relacji międzyludzkich. Bohaterką to dziewczynka – pojawia się znikąd, jest milcząca, ale ma wielki dar (tak, zwłaszcza teraz jest on bardzo deficytowy) – otóż potrafi SŁUCHAĆ. Dzięki temu jedna sobie nie tylko dzieci, ale i dorosłych, którzy zwracają się do niej z problemami. „Idź z tym do Momo, ona poradzi” – staje się stwierdzeniem powszechnym. Dziewczynka posiada również nieograniczoną wyobraźnię, dzięki której nie sposób nudzić się w jej towarzystwie – wymyśla najlepsze zabawy, których (jak się później okaże) nie są w stanie zastąpić najmodniejsze zabawki.
Jednak beztroskie dni nie trwają długo – w mieście zjawiają się nagle Szarzy Panowie. Roztaczając, przed mieszkańcami, wizję bogactwa mają jeden cel – ukraść coś, co jest bezcenne – czas. Ich działalność rozszerza się w tempie błyskawicznym i przypomina zarazę. Zabieganie, pośpiech, nieuwaga, ucinanie relacji międzyludzkich – zaczynają dominować w cichym, spokojnym i pełnym wzajemnej życzliwości miasteczku. Jak się można domyśleć – to właśnie na Momo (niczym na Frodo z „Władcy pierścieni”) spadnie zadanie uratowania swoich przyjaciół przed mackami bezwzględnych Szarych Panów. Jest jakaś nuta niepokoju w tym, że dziecko, w dodatku – same musi stawić czoła setkom przebiegłych czaso-złodzei. Momo, jako jedyna, nie zostaje przez nich zaślepiona (choć mało brakuje, by tak się stało) i wraz z Kasjopeją (tak, Momo ma towarzyszkę, choć nie jest to człowiek) wyrusza do domu Nigdy przy zaułku Nigdzie, by spotkać się z Mistrzem Hora – jedyna istotą, której moc jest w stanie przywrócić „dawne życie”.
„Momo” to opowieść wielowymiarowa – wątek przyjaźni przedstawiono w różnych aspektach, nie ograniczając się wyłącznie do przyjaźni między rówieśnikami. To bardzo aktualna (trudno uwierzyć, że napisana w 1973r) historia, skłaniająca nas do refleksji nad naszymi priorytetami.
Polecam ją, bo to też rodzaj „literackiej soczewki” – skupiającej w sobie wiele z otaczających nas spraw (które wolelibyśmy często od siebie odsunąć) jak wyścig szczurów, konsumpcjonizm, udawany brak czasu (również – co może nie spodobać się rodzicom – na wychowanie dzieci), dążenie do sławy (nawet za cenę zaprzedania siebie). To w końcu opowieść o tym, by cieszyć się chwilą – tu i teraz – bo tylko tak można być szczęśliwym.