Coraz mniej olśnień – Ałbena Grabowska-Grzyb
Po Coraz mniej olśnień sięgnęłam zachęcona przez samą autorkę. Kobietę równie miłą jak i piękną. Jak się okazuje uroda z powodzeniem może iść w parze z talentem, przyjemnym obyciem oraz wykształceniem wymagającym pojemnej głowy, zdolnej do przyswojenia i wykorzystania ogromu wiedzy. Autorka, Ałbena Grabowska jest bowiem lekarzem. Nie będę się tu rozpisywać czym jeszcze poza pisaniem zajmuje się Ałbena, gdyż te informacje dostępne są wszędzie.
Coraz mniej olśnień
We wszystkich recenzjach, powieść opisywana jest jako studium psychologiczne kobiety. Nie wiem. Ja bym tego tak nie nazwała. Nie powiedziałbym też, iż jest to pozycja wyłącznie dla kobiet, Chociaż z pewnością bliższa jest nam niż męskiej części świata. Niemniej jednak polecałabym ją również panom.
Lena
Lena jest prosta. Chce zrobić karierę bez względu na wszystko. Wyrachowana, interesowna, gotowa iść po trupach choćby dla samej przyjemności zniszczenia komuś życia. Nie zastanawia się co dalej dzieje się z ofiarami jej manipulacji. Konsekwencje własnych działań interesują ją jedynie na płaszczyźnie prywatnych wpływów. Dla porządku tylko dodam, że Lena marzy o zaistnieniu na czerwonym dywanie jako znana stylistka. Na samym początku trudno jakoś ocenić jej talent i umiejętności gdyż pokazana jest bardziej przez pryzmat swoich chęci niż rzeczywistego dorobku na polu zawodowym. Młoda, piękna i bardzo niesympatyczna. Leny, tej pokazanej na wstępie, nie lubimy.
Maria
Kobieta upadła. Tak bym ją nazwała. Była szychą w telewizji, wzbudzała postrach w politykach, współpracownikach i we własnym mężu. Kładła się groźnym, mrocznym cieniem na życiu otaczających ją ludzi. Spełniała swoje ambicje, obdarowując nimi także swojego męża. A jemu, niestety było z nimi mocno nie po drodze. Jeden nieprzewidziany ruch sprawił, że spadła z piedestału. Jej mąż wrócił na swoje własne tory ale już nie z żoną a z miłą, młodą blondyneczką, która urodziła mu długo wyczekiwanego potomka. Obecnie, po klęsce, Maria, zmuszona zarabiać na życie jako reporterka podrzędnej gazetki, jest rozczarowana, sfrustrowana i ogarnięta nienawiścią. W tej nienawiści do świata, który ją odrzucił zanurza się coraz bardziej. Tonie w niej całkowicie, gdy pewnego dnia przypadkiem dostrzega na ulicy swoją dawną przyjaciółkę, uznaną kilka lat wcześniej za zmarłą.
Alina
Alina zmarła w tragicznym wypadku. Była znanym lekarzem. Pozostawiła po sobie, niestety nie do końca nieutulonych w żalu, męża, syna i córkę. Teraz Alina jest Krystyną i spełnia się jako kucharka w barze. Gotuje doskonale, klientów przybywa. Szefowa, młoda kobieta, jest pełna uznania dla jej umiejętności. Interes kwitnie. Krystyna, wiedzie spokojne, drugie życie do czasu gdy spotyka przyjaciółkę z przeszłości, Marię.
Pośrednio, poprzez losy tych trzech kobiet, poznajemy dość blisko bohaterów drugiego planu.
Ela, zwana przez Lenę Ślepellą, jest niewidomą poetką. Wzrok straciła w wypadku drogowym. Lena, po stracie pracy w magazynie modowym, zostaje jej osobistą asystentką. Ich przeszłość jest do złudzenia wręcz podobna. Obie w wyniku tragicznych okoliczności straciły matki (lekarki) i obie zbytnio z tego powodu nie cierpią. Żadna z nich nie może mówić o matczynym cieple i przyjacielskich relacjach z rodzicielkami. Ze swoimi ojcami maja przykładne choć odległe emocjonalnie stosunki.
Piotr – poeta. Fajny facet, wzbudza sympatię. Początkowo wydaje się naiwny i dość płaski jednak przy bliższym poznaniu zyskuje.
W trakcie lektury poznajemy też babcię i ojca Eli, tatę Leny, mężów Aliny i Marii. Wszystkich po trochu ale wystarczająco na tyle aby móc sobie naszkicować jako tako warunki życia kształtujące osobowości trzech bohaterek. No właśnie. Naszkicować. Mogłabym powiedzieć, że w Coraz mniej olśnień zabrakło mi głębszej analizy postępowania wszystkich kobiet. Może jedynie Maria, jej nienawiść, złość i chęć zemsty są tu najbardziej jasne i oczywiste. Lena i Alina – mogłabym chcieć więcej. Ale ten brak wwiercania się na samo dno problemu może też być plusem powieści. Choć na kartach książki poruszane są niebywale trudne sprawy to styl pisarski autorki oraz to pozostawienie pewnych problemów gdzieś daleko sprawiają, iż nie przytłaczają one swoim ciężarem. Udaje się przez nie przebrnąć bez uszczerbku na własnej psychice. Być może gdyby autorka nie skupiła się głównie na życiowym tu i teraz bohaterów a ukazała ich przeszłość jako mocny motyw przewodni, powieść mogłaby okazać się niestrawna.
Ałbena Grabowska pokazuje nam świat bardzo współczesny. Reality show, tabloidarne pustaczenie, które szerzy się niczym zaraza, rozluźnienie odwiecznych więzi rodzinnych powodujące emocjonalny zgon najbliższych sobie ludzi i upadki wielkich. Sam real. Dostrzegamy, że niekoniecznie zawsze chcemy być żonami i matkami albo, że nie zawsze marzymy o wielkiej sławie i parciu na szkło a każdy przymus, coś wbrew naszej naturze krzywdzi nie tylko nas ale i ludzi w naszym najbliższym otoczeniu. Ale mimo wszystko jesteśmy też zdolni do pozytywnych przemian. To budujące.
Podoba mi się, że te kobiety, choć ukształtowane tak a nie inaczej, choć niekoniecznie pozytywne, nie są cierpiętnicami. Każda z nich, z mniejszym bądź większym powodzeniem, chwyta szanse dawane im przez życie. Lubię gdy powieści przedstawiają obce sobie z pozoru osoby połączone jakąś wspólną nicią. Gdy ich losy przeplatają się w swoisty warkocz wydarzeń. Lubię, pod warunkiem że jest to skonstruowane sprawnie. Autorce udało się to wyśmienicie bo przeskok z bohatera na bohatera nie męczy a ich problemy nie odbierają przyjemności lektury.